Trylinka

Kolejny wpis sprzed lat.

Oryginalnie opublikowany tu

Pewnego późnego wieczora, na jakimś weselu, Ździchu sobie wypił. I zaczął się żalić szwagrowi, że, cholercia, musi wybudować kawałek drogi w lesie, a tu, co za czasy, Panie, jak na złość nikt już nie produkuje trylinki. A to przecież świetna technologia, trwała, wytrzymała, czołgiem można jeździć.
Przypadkiem usłyszał to, siedzący przy stoliku obok, Bardzo Ważny Urzędnik z samiusieńkiej Warszawy. A że znał szwagra Ździśka, to zagaił:
– Panie Zdzisławie, a asfalt Pan kłaść umiesz?
– No nie, ale mam drugiego szwagra, co to kiedyś pod Jońcem księdzu asfaltował kawałek drogi do kościoła.
Bardzo Ważny Urzędnik się ucieszył i rzekł:
– U mnie w mieście, na dzielnicy, jest kilka ulic wybrukowanych trylinką. Będzie tego ze dwa kilometry. Chcesz? Bierz!
Żdzisiek zaciągnął się ekstra mocnym i nieco otrzeźwiał:
– Ale jak to, tak z ulicy? Z miasta? Nie wypada, ktoś się zorientuje…
– No co Ty. Ty zabierzesz tę trylinkę, a ten drugi szwagier, co to księdzu, położy asfalt. Kurczę, człowieku, chcesz żeby się ludzie pozabijali na tych dołach co po trylince zostaną? Tam sam piach jest pod spodem.
– No rozumiem, a ile zapłacę za tę trylinkę?
– Nie Ty, tylko miasto Tobie. A Ty po prostu zwrócisz mi tyle, ile, miasto Ci zapłaci za utylizację trylinki, którą rozbierzesz. Tylko weź, kurna, wypisz to na fakturze jakoś porządnie, żeby głupio nie wyglądało. A teraz polej.
***
Jakoś tak po pół roku Jeszcze Bardziej Ważny Urzędnik rozpisał przetarg na przebudowę i modernizację kliku dzielnicowych uliczek.
A droga z trylinki przez las była gotowa tuż przed chrzcinami, które były niechybnym następstwem wspaniałego wesela, na którym Ździchu pił jak zwykle.

2 myśli na temat “Trylinka

Dodaj komentarz